Chciałam tę sprawę przemilczeć, ale ostatnia sytuacja w jednym z Rossmanów tak mnie zdenerwowała, że postanowiłam Wam się wyżalić. Wybrałam się na małe zakupy do najbliższego Rossmana w Katowicach, za wiele nie kupiłam, bo i nie znalazłam tego czego szukałam, stanęłam więc w kolejce z 2 produktami, za które miałam zapłacić ok 25 zł. Nie miałam przy sobie wystarczającej ilości gotówki, więc podałam Pani siedzącej przy kasie, kartę. Ta chwyciła ją z wielkim wyrzutem, patrząc na mnie spod byka, a kiedy wbijałam PIN, ona coś tam grzebiąc przy kasie, siedząc do mnie bokiem mówi "dziękuję, do widzenia". Dopiero po jakichś 10 sekundach otrzymałam moją kartę, a "przemiła" Pani lekceważąco RZUCIŁA mi paragonem na ladę. No coś mnie trafiło! Musicie sobie wyobrazić tę sytuację. Według mnie, to żegna się klienta po wydrukowaniu paragonu i potwierdzenia i podaniu mu go razem z kartą, a nie w momencie wbijania przez niego PINu! I jeszcze to chamskie "podanie" paragonu! Ja nie wiem, czy dla nich to jest taki wielki kłopot, kiedy ktoś płaci kartą!?!? Mnie się wydawało, że to wiele ułatwia, w końcu nie muszą się bawić w wydawanie reszty!
Druga sytuacja miała miejsce już jakiś czas temu, tym razem w Naturze. Pamiętam, że kupiłam wtedy tylko kredkę z Essence, podeszłam do kasy i podałam Pani (młoda dziewczyna ok 23 lat) 100 zł. Spytała czy nie mam drobniej, a kiedy powiedziałam, że nie to łaskawie wydała mi resztę i jak Pani z poprzedniej opowieści ,rzuciła paragonem prawie, że we mnie! jak widać to wielki problem wydać resztę, rozumiem, że mogą mieć problem z drobnymi, ale do jasnej anielki! pieniądz to jest pieniądz!
Ostatnia historia to już apteka SuperPharm. To chyba w zeszłym roku nawet było. Wybrałam się tak, żeby kupić sobie krem na naczynka Ruboril. Nie wiedziałam, gdzie go szukać, więc poprosiłam Panią tam pracującą (znowu ok 23 lat), aby pomogła mi go znaleźć (w końcu chyba po to one tam są????) Pani spojrzała na mnie groźnie, podeszła do regału i stojąc tyłem do mnie, wyciągnęła łapę podając mi krem! Co za wredna małpa! Ja nie wiem, czy one tam za karę pracują, czy za mało im płacą? Może miała zły dzień? Ale nie, Pani, która zaraz po mnie poprosiła ją o pomoc została obsłużona z uśmiechem i życzliwością (no w końcu miała jakieś 30 lat więcej ode mnie i pewnie wypchany portfel). Podeszłam do kasy, żeby zapłacić, a Pani (kolejna zmęczona życiem) mówi mi, że produkt jej "nie wchodzi i nie ma go na magazynie" (jakim cudem, skoro go jej podałam?) i żebym JA to powiedziała osobie, od której ten krem dostałam!!! Nosz kur**** czy ja tam pracuję? czy jestem jakimś pośrednikiem między nimi? W końcu zapłaciłam i wyszłam stamtąd i przez długi czas nie miałam ochoty odwiedzać tego miejsca...
Już koniec mojego wylewania żalów:) mam nadzieję, że się nie gniewacie, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Może Wy macie jakieś nieprzyjemne historie, o których chciałybyście powiedzieć?