31 grudnia 2014

Na bogato!

Kolejny kosmetyk do pielęgnacji cery naczyniowej. Firma Dermedic udostępniła mi ten produkt do wypróbowania na moje naczynka, co z miłą chęcią uczyniłam. Tutaj >>>KLIK<<< pisałam o jego bracie z tej samej serii, ale w wersji lekkiej, dziś opowiem o wersji na bogato :) Angio Preventi bogaty krem ochronny maskujący rumień.


Składniki aktywne: Olej arganowy, Ennacomplex, Tinosorb SPF 15, Alantoina, Chlorofil, Woda termalna
  • Redukuje rumień skóry spowodowany kruchością naczyń włosowatych
  • Łagodzi podrażnienia
  • Dzięki zielonej barwie preparat maskuje zaczerwienienia
  • Chroni naczynia kapilarne
  • Zawiera filtry UVA i UVB
  • Idealny pod makijaż
  • Hypoalergiczny
  • Pojemność: 45 g

    Cena: ok 20 zł

Opakowanie to miękka, plastikowa tuba z malutką dziurką w roli dozownika :) Nie ma problemu z wydobyciem, chociaż jak każdej tubie, na koniec będzie trzeba zrobić jej sekcję :) Stosując lekką wersję byłam zdziwiona jej gęstą, ciężką konsystencją i skoro to była wersja lekka to jak będzie z bogatą??? Okazało się, że to leciutki kremik o delikatnej konsystencji :) Zdecydowanie bardziej nadaje się pod makijaż niż poprzednik,


Przyjemnie pachnie, ale nie w jakiś charakterystyczny sposób. Ma lekko zielonkawy kolor co dodatkowo maskuje zaczerwienienia. Jak już mówiłam ma lekką konsystencję, więc bez problemu się rozprowadza i wchłania zdecydowanie szybciej niż jego brat. Ma w sobie SPF 15, czyli zdecydowanie za mała, tym bardziej d;a cery naczyniowej, ale dobrze, że jest chociaż tyle.


Kontynuował działanie poprzednika. Zimową porą naczyniowcy się bardziej ujawniają bo na bladej cerze jeszcze bardziej widać nasze niedoskonałości, a tutaj miłe zaskoczenie. Nie zniknęły całkowicie, ale jest bardzo dobrze. Moje dwa pęknięte naczynka są prawie niewidoczne, a rumień pojawia się z rzadka. Myślę, że to nie tylko zasługa wersji bogatej, ale obu skubańców. Mnie to bardzo cieszy, bo od jakiegoś czasu aż miło patrzy się w lustro kiedy jestem bez makijażu :P

Z czystym sumieniem polecam, tym bardziej, że za wiele nie kosztuje i dostaniecie go w wielu aptekach. Nie jestem pewna, ale chyba są także dostępne w SuperPharm. Buziaki :* A i Szczęśliwego Nowego Roku !


_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin

21 grudnia 2014

Niedziela z poradą: Brak efektów ćwiczeń?

Podejrzewam, że dzisiaj podpadnę wielu osobom, ale co tam, chciałam Wam przedstawić pewien temat, z którym pewnie nie jedna z Was się spotkała. Chodzi o temat ćwiczeń i odchudzania i rodzaju sylwetek, które przez ten etap przechodzą. Pewnie wiele razy widziałyście na bardziej znanych fit blogach, czy chociażby na profilu Ewy Chodakowskiej, niesamowite metamorfozy dziewczyn, które zrzuciły wiele kilogramów i stały się cudowną inspiracją dla innych. Po czym pojawia się metamorfoza zwyczajnej dziewczyny, bez żadnej nadwagi i może z kilkoma kilogramami za dużo, która umięśniła swoje ciało i co? Komentarze w stylu "Co to za metamorfoza?" , "Nie widzę żadnej różnicy". I to mnie strasznie wnerwia. Moim zdaniem zrzucanie wagi jest dużo prostsze niż wyrzeźbienie ciała. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale wiem to ze swojego doświadczenia. Jeżeli chciałam schudnąć, udawało mi się to, wystarczało odrobinę samozaparcia, silnej woli i ulubiony sport i kilogramy lecą w dół. Bardzo szybko widać efekty i motywacja do dalszej walki jest (i nie mówię tu o głodzeniu się). Inaczej jest kiedy już nasze ciało jest całkiem całkiem, ale chcemy je ukształtować. Zaczynają się ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia. Początkowo mega zapał, myślisz, że im więcej tym lepiej, a guzik tam. Mijają kolejne tygodnie a tu mięśni jak nie było tak nie ma... Może nadal jestem za gruba? Może coś robię źle... Ale ćwiczę dalej, bo mam cel. Mija miesiąc i coś już widać, ale do tego celu - droga świetlna. Codziennie widzisz na instagramie zdjęcia super wysportowanych ciał i też tak chcesz, ale ogrom pracy przed tobą i znów te same ćwiczenia, dodajesz obciążenia i ćwiczysz dalej. Mija kolejny miesiąc i powoli zaczynasz wątpić, bo efekty nie powalają. I tutaj mamy przełomowy moment, te z nas które swoich treningów nie polubiły, wykonywały je tylko po to żeby jak najszybciej ten efekt był - odpadają z gry...niestety taka prawda. "Tyle już się namęczyłam i g... widać, mam dosyć". Na szczęście ja jestem w tej drugiej grupie i swoje treningi pokochałam. Dziewczyny, które tego nie doświadczyły nie zrozumieją, ale jeżeli w dany dzień treningowy tego treningu nie mogę zrobić to chodzę zła, czegoś mi brakuje i tylko kombinuje jakby tutaj poćwiczyć. Efekty są i bardzo się z nich cieszę, ale ta satysfakcja po skończonym treningu, te endorfiny, ahhhh coś cudownego! A i jeszcze jedno, ja nie ćwiczę z Chodakowską machając nóżką (nie, nic nie mam do jej treningów, ale są mniej efektywne niż treningi siłowe, które wykonuję).

Podsumowując, jeżeli dziewczyny rzeźbiące swoją sylwetkę nie widzicie efektów i zaczynacie wątpić MUSICIE przetrwać ten najgorszy moment i później już z górki. Wasza praca jest o wiele bardziej mozolna, więc tutaj naprawdę potrzeba dużo czasu. Uwierzcie w siebie! Szukajcie, testujcie treningi, które sprawią Wam przyjemność, urozmaicajcie je, włączcie sobie jakiś ulubiony serial podczas ćwiczeń i działajcie, efekty będą na pewno!






_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin