29 października 2014

Konkurs - top kosmetyki Dermedic na jesień!

Mam dla Was niespodziankę. Dostałam od marki Dermedic paczkę z produktem specjalnie dla Was!
Chcesz dostać prezent ode mnie i marki Dermedic?
Opowiedz pod postem na krótkie pytanie: Jak wygląda Twoja pielęgnacja skóry na jesień ?
Na Wasze odpowiedzi czekam do 10 listopada, a wybrana osoba otrzyma: płyn micelarny z linii Hydrain 3 Hialuro.
Więcej informacji o marce DERMEDIC znadziecie tu: DERMEDIC oraz na FANPAGE'U.


Regulamin konkursu:
  1. Organizatorką konkursu jestem ja właścicielka bloga Bag Full OF Surprises.
  2. Sponsorem nagrody jest firma DERMEDIC.
  3. Konkurs trwa od 29.10.2014 do 10.11.2014 włącznie.
  4. W konkursie mogą wziąć udział tylko publiczni obserwatorzy bloga. 
  5. Aby wziąć udział należy króciutko odpowiedzieć na proste pytania: Jak wygląda Twoja pielęgnacja skóry na jesień? Dodatkowo możecie polubić mój FanPage >>>KLIK<<<, FanPage DERMEDIC >>>KLIK<<< oraz umieścić banner na swoim pasku bocznym.
  6. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu 3 dni po zakończeniu konkursu.
  7. Zwycięzcę poinformuję mailowo, na dane czekam 3 dni, następnie losuję kolejną osobę.
  8. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  9. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 roku Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami). 


Wzór zgłoszenia:
Banner do pobrania 

Obserwuję jako: 
Mail: 
Lubię bloga na FB jako: TAK/NIE
Lubię DERMEDIC na FB jako: TAK/NIE
Banner na pasku: TAK/NIE +link
Odp na pytanie: 

Serdecznie Was zapraszam, sama miałam przyjemność testować wiele produktów DERMEDIC, także z linii Hydrain3 Hialuro i spisywały się świetnie :)


_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin

28 października 2014

Samoopalacz bez smrodu? Możliwe

Samoopalaczy nie używałam nigdy, ale z balsamami brązującymi mam spore doświadczenie, niestety każdy miał tę samą wadę, śmierdział jak jasna cholera, jedne oczywiście mniej inne nie do wytrzymania. Dlatego własnie myślałam, że z samoopalaczem będzie jeszcze gorzej, ale że trafiła się okazja wypróbowania ciekawie zapowiadającego się "śmierdziuszka" to skorzystałam. Samoopalacz do twarzy i ciała Sunbrella marki Dermedic.


Wiemy dobrze, że promienie słoneczne w niewielkiej ilości są jak najbardziej wskazane, jednak zbyt duża ich ilość może poważnie zaszkodzić naszej skórze, tak samo solarium. Dlatego lepszym rozwiązaniem jest stosowanie balsamów i samoopalaczy, trzeba jednak robić to umiejętnie.
Składniki aktywne: DHA + erytruloza, Masło kakaowe, Olej migdałowy, Masło Shea, Oxynex K, Alantoina, Gliceryna, Woda termalna. 
  • Zapewnia szybką, równomierną i długotrwałą opaleniznę bez kontaktu z promieniami słonecznymi
  • Poprawia kondycję skóry, zapobiegając utracie jędrności
  • Głęboko odżywia i regeneruje skórę
  • Dla każdego typu i odcienia skóry twarzy i ciała
  • Pierwsze efekty powstają po 2 h
  • Utrwalenie kolorytu skóry po 24 h
  • Hypoalergiczny
Pojemność: 100 g
Cena: ok. 24 zł


Opakowanie to mięciutka tuba, bez problemu wszystko z niej wyciśniemy. Konsystencja jest w sam raz, nie za lekka, nic się nie rozlewa między palcami, ani też nie będzie problemy z rozsmarowaniem. Pachnie przyjemnie, przypomina mi jakiś kosmetyk do opalania, ale nie przypomnę sobie który:)

I teraz najważniejsze, wiadomo, że w pierwszej chwili to każdy kosmetyk samoopalający pachnie ładnie, a po kilku godzinach...klapa. Tutaj na szczęście tak nie ma i ja byłam w ogromnym szoku, on prawie w ogóle nie śmierdzi! Minimalnie da się wyczuć ten charakterystyczny zapach, ale nie wali po nozdrzach. Z innymi balsamami brązującymi, po jednej nocy śmierdziała mi cała piżama i pościel, teraz nic a nic :) I za to go uwielbiam!


Po jednym użyciu nie widziałam żadnego efektu, ale już drugie smarowanie delikatnie mnie opaliło, więc nie jest to natychmiastowe działanie jak po opalaniu natryskowym (i dobrze!). Dlatego jak dla mnie to działa on jak balsam brązujący, a nie samoopalacz :) Stosowałam go 3 dni pod rząd, a później co 2-3 dni. Efekt był zadowalający, nie był to brąz w pięknym czekoladowym odcieniu :P a raczej taka złocista opalenizna, nie robi plam, mimo, że nie specjalnie przykładałam się do jego rozsmarowywania. 


Ale jak z każdym tego typu produktem warto od razu wymyć łapki, ja raz tego nie zrobiłam i rano obudziłam się żółciutkimi paluszkami :) i nie pomagało żadne mycie :P Nie stosowałam go na twarz bo boję się takich produktów używać do buzi, mimo iż również takie jest jego przeznaczenie, ale wiem, że dziewczyny były zadowolone z efektu jaki daje na twarzy. 

Schodzi równomiernie, ale ja robię co kilka dni regularne peelingi, więc pewnie miało to duży wpływ. Jego chyba jedyną wadą jest malutka pojemność :( do twarzy by jak najbardziej wystarczyło, aż za dużo, jednak do wysmarowania całego ciała...szybko go zabraknie. Ja używałam go na nogi pośladki i brzuch i połowa opakowania zniknęłam po jakichś 7 aplikacjach. 

A jakie jest Wasze doświadczenie z samoopalaczami?

Jutro zapraszam Was na konkurs z Dermedic :)



_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin

19 października 2014

"Szokujące" serum nawilżające

W taki sposób swój produkt reklamuje producent, a raczej jako kurację szokową dla naszej skóry. Rzadko zdarza mi się zgadzać z takimi obietnicami, Wam pewnie też, no ale co reklama robi z ludźmi to wszyscy wiemy. Intensywne serum ultra nawilżające Oxygen firmy Sensilis, to o nim mowa.


" Kuracja szokowa, która powoduje ekstremalne podniesienie poziomu nawilżenia skóry, stymuluje mechanizmy naturalnego nawilżenia i wzmacnia odporność skóry. Molekuły czystego tlenu pomagają w eliminacji toksyn i stymulują metabolizm komórkowy, niwelując oznaki zmęczenia, Konsystencja żelowa nie zawiera olejków. Dla cery suchej i odwodnionej."

Pojemność: 30 ml
Cena: ok. 100 zł


Stosowałam je w parze z bratem, o którym pisałam TUTAJ. Serum dostajemy zapakowane w papierowe opakowanie, sama buteleczka jest plastikowa i prezentuje się całkiem elegancko i przyjemnie dla oka :). Buteleczka jest matowa, ale delikatnie prześwitująca, przez  co widać ile produktu nam zostało, tym bardziej, że serum ma turkusowo-mleczny kolor :) Pachnie bardzo fajnie, delikatnie, nic nachalnego. 


Buteleczka ma pompkę typu airless, więc wszystko do ostatniej kropli z niego wydobędziemy, pompka się nie zacina, nie pluje, można stopniować wydobycie. Jedna cała pompka wystarczała mi na pokrycie całej twarzy i szyi, serum szybko można rozprowadzić, wchłania się dosyć szybko, ale minusem dla mnie jest lepka warstwa jaką zostawia i niestety długo takie uczucie się utrzymuje. 

Przeważnie nakładałam na nie krem i wtedy jakoś to klejenie było niwelowane. Od czasu do czasu jednak, kiedy nie miałam czasu na czekanie i nakładanie tych dwóch warstw przed makijażem, kładłam tylko serum. Po kilkunastu minutach robiłam makijaż i delikatna lepkość była wyczuwalna, to nie przeszkadzało w wykonaniu make-upu, nie wpływało także na jego wygląd, chodzi tylko o moje odczucie, zwyczajnie denerwuje mnie jak coś klei mi się na twarzy :) Makijaż na samym serum jak i serum z kremem trzyma się standardowo :)


No i to był jedyny jego minus, bo serum nawilża jak trzeba, może nie jest to "szokujące" nawilżenie, ale jest :) Jak już ta lepkość zniknie to twarz jest delikatna, miękka, aż trochę sama się dziwiłam, że mam taką delikatną mordk :P no może ostatnio trochę bardziej usystematyzowałam moje peelingowe kuracje i to też miało jakiś wpływ. Przy stosowaniu 2 razy dziennie serum powinno nam wystarczyć na jakieś 3-4 miesiące, więc przy takiej cenie wychodzi ok. 25 zł miesięcznie, niestety serum jest drogie;/


_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin

13 października 2014

Sposób na odrosty podczas powracania do naturalnego koloru włosów

Obiecałam, że powiem Wam o moim sposobie, dzięki któremu bezboleśnie udaje mi się wrócić do naturalnego koloru włosów i zniwelować widoczność odrostów. Sama nie wpadłam na ten pomysł, ale zasłyszałam i postanowiłam sama sprawdzić. Trochę mi zajęło zanim znalazłam ten tajemniczy środek, nawet Was o niego pytałam, ale nikt nie umiał pomóc.



W walce pomogło mi to maleństwo. A ile ja się tego naszukałam to tylko ja wiem. Chciałam najpierw kupić jedną saszetkę i sprawdzić czy w ogóle zadziała, dlatego szukałam jakiejś małej, osiedlowej drogerii, w której będą ją mieli, niestety, w całych Katowicach nie było;/ A mowa o masce ożywiającej kolor z Marion do włosów w odcieniu brązu. Jest jeszcze wersja do włosów blond (dostępna w Naturze) i do włosów w odcieniach czerwieni. Takie dwie saszetki o pojemności 20 ml każda kupimy za 3 zł, więc naprawdę grosze. Po długich poszukiwaniach kupiłam kilka sztuk na allegro, co jest mało opłacalne, no ale trudno.




A sposób jest bardzo prosty. Około 1/3 opakowania (jednej saszetki), po umyciu włosów, kładłam na odrosty na przedziałek, który miałam na co dzień (nie ma sensu nakładanie na całość odrostów, skoro przy rozpuszczonych włosach widać tylko nasz przedziałek:)). Nakładałam ją także na odrosty widoczne przy twarzy i tak nosiłam jakieś 15-20 minut po czym dokładnie spłukiwałam. Efekt był natychmiastowy bo maska ta działa jak farba, z tym plusem, że szybko się zmywa i nie zostawia na długo koloru jak normalna farba. Po użyciu odrosty stawały się niewidoczne, włosy sobie spokojnie rosły i wracały do naturalnego koloru. 

Niestety nie pokazuję Wam efektu bo na chwilę obecną zaprzestałam jej stosowania, gdyż mój odrost stał się na tyle mało widoczny, że nie przeszkadza mi on :) Polecam jak najbardziej sprawdzić tę metodę, jeżeli denerwuje Was odrost powiększający się przy zapuszczaniu włosów i powracaniu do naturalnego koloru.

Kolor utrzymywał się u mnie jakieś 2 mycia, później trzeba było powtórzyć. Ta metoda sprawdzić powinna się przy włosach, przyciemnianych o kilka odcieni. Jeżeli różnica między kolorem farbowanych, a Waszych naturalnych włosów jest zbyt duża, niestety niewiele to pomoże. Ja jestem naturalną, ciemną szatynką, włosy farbowałam na brąz i ciemny brąz i u mnie działało. Blondynkom farbującym włosy na brąz nic to nie da :) 


_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin

12 października 2014

Czas na zmianę pielęgnacji... I wycieczkę po rozum do głowy

Nie mam pojęcia dlaczego, ale po prostu nie zwracałam na to uwagi, nie przejmowałam się zbytnio, może kwestia przyzwyczajenia, albo braku świadomości, że można i w ogóle trzeba coś zmienić. Od kiedy pamiętam mam pewną skórną przypadłość i nigdy nie zastanawiałam się co to może być, po prostu jest to jest. Otóż...od dziecka moje uda pokryte są malutkimi kropeczkami, żadne pryszcze czy coś podobnego, zwykłe małe czerwone, szaro-czerwone, fioletowo-czerwone krostki. I co się okazało? Rogowacenie okołomieszkowe.

Źródło: KLIK
Zawsze byłam przekonana, albo może nawet się nad tym nie zastanawiałam, ale myślałam, że rogowacenie okołomieszkowe występuje tylko na ramionach. Kiedy czytałam notki na blogach to zawsze wspominana była ta właśnie strefa no i na ramionach u mnie takie krostki też występują, ale są jakoś mniej widoczne, na nogach bardziej.

Nigdy jednak mi to specjalnie nie przeszkadzało i nic z tym nie robiłam, zwyczajnie, nie chciało mi się, ale z czasem człowiek bardziej przytomnieje :) Zorientowałam się, że mogę to zmienić. Poczytałam, pooglądałam, posłuchałam no i coś tam już wiem.

Rogowacenie okołomieszkowe jest zazwyczaj dziedziczne, więc dostajemy je w spadku po rodzicach np. no i niestety nie da się zwalczyć tej przypadłości raz na zawsze, ale systematycznością można ją zminimalizować i właśnie taką walkę rozpoczęłam.

Będę musiała zrezygnować z wszelkich wypełnionych szkodliwymi składnikami produktów i przerzucić się na bardziej naturalne i delikatne dla mojej skóry; REGULARNE peelingi 2-3 razy w tygodniu, zamiast moich ulubionych żeli do mycia-płyn Facelle (on ma naprawdę szerokie zastosowanie), albo będę musiała poszukać jakiegoś naturalnego mydełka; co do balsamu to póki co nie mam pojęcia na jaki się zdecydować; na same uda planuję REGULARNIE stosować krem Pilarix albo maść z witaminą A. Pilarix leży już jakiś czas w szafce, ale mam jakąś blokadę przed stosowaniem go na takie duże powierzchnie :( A od środka tabletki z witaminą A i E. No i jest jeszcze opcja solarium raz w tygodniu, ale nad tym się muszę zastanowić;/

Zobaczymy jak podziała mój plan, Jeżeli macie jakieś sprawdzone delikatne i możliwie najbardziej naturalne produkty do mycia i pielęgnacji to bardzo Was proszę, DAJCIE ZNAĆ!


_______________________________________________________
Podobał Ci cię post? Będzie mi miło jeżeli klikniesz:
Lub zostaniesz obserwatorem:
  Follow on Bloglovin